czwartek, 22 sierpnia 2013

Najczystsze sk*rwysyństwo

Zachciało mi się zimnego piwa, więc polazłem do sklepu. Wchodzę do jednego z wielu minisklepów na mojej (najpiękniejszej w stolicy) ulicy. W cholerę różnych piw, nawet jakieś rzadsze, czeskie, bawarskie, belgijskie. W cholerę piwa i to naprawdę fajnego. Niestety - te lepsze nie w lodówkach, tylko na półkach. Zimny w lodówce tylko hurtowy chłam. Trudno się mówi, kocha się jednak zimne, a nie ciepłe. 

Do koszyka wpada więc jedno gorsze (zimne, bo pić się chce) i jakieś lokalne (ciepłe, ale się zmrozi). I mówię przemiłej pani przy kasie, że chociaż kilka sztuk z tych lepszych, lokalnych mogłaby wsadzić do lodówki, bo jak się człek zimnego piwska chce napić to wciąż skazany na Żubra, Królewskie lub Tyskie. A pani na to, że nie może. "Kilka razy próbowaliśmy, ale przedstawiciele Żywca czy Żubra kazali nam je wyjmować, bo to nie od nich. A lodówki są od nich. Więc każą wyjmować i te, z lokalnych browarów stoją ciepłe na półkach" - mówi pani. Małych browarów oczywiście nie stać na to, by każdemu z małych sklepików zafundować lodówkę, więc z sytuacją muszą się pogodzić, a człowiek - jeśli chce się napić dobrego, ale zimnego piwa - musi poczekać w domu aż się ono schłodzi.

W obecnych, kryzysowych (he he) czasach takie zachowanie przedstawicieli dużych browarów trzeba (choć trochę) zrozumieć. Czasy są ciężkie, presja szefów duża, lodówki są od nich. Natomiast istnieje jednak inny, męski dość aspekt sprawy. Mamy bowiem do czynienia z następującym faktem: jakiś facet każe - uwaga - wyjąć z lodówki zimne piwo, by stało się ciepłe. I ten, dość męski aspekt, to przykład najczystszego skurwysyństwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz