wtorek, 16 kwietnia 2013

Dwie wiadomości

1. Komunistyczny reżim zażądał przeprosin za demonstracje, do których wczoraj doszło w Seulu. Korea Północna ostrzegła, że brak przeprosin spotka się ze zdecydowaną reakcją. 
2. Politycy PiS domagają się, by Donald Tusk przeprosił Benedykta XVI za list posła Ruchu Palikota.

Może można to jakoś pogodzić? Na przykład wysłać kilku posłów PiS do Korei Płn., natomiast do Polski sprowadzić południowokoreańskich piłkarzy. 
Deal?

niedziela, 14 kwietnia 2013

Lustracja kawy, czyli o tym jak uwalić fajną ideę

Bardzo smutne jest to, że niektórzy nie zrozumieli idei "zawieszonej kawy". Jeszcze smutniejsze jest to, że nie zrozumieli jej niektórzy dziennikarze. To, że pod artykułami na ten temat pojawią się komentarze hejterów, że ludzie zaczną piętrzyć przeszkody, wynajdować argumenty z kosmosu i wskazywać lepsze rozwiązania tego "problemu" było jasne. Natomiast fakt, że niektórzy dziennikarze urządzą sobie lincz nad "zawieszoną", jest dla mnie sporym zaskoczeniem.

Już kilka dni po artykule na ten temat przeczytałem:

Pomysł jest hipsterski. - napisał Ho Do. - Płacicie 10 zł i nie macie pewności, czy waszą zupę zje bezdomny bez grosza przy duszy, czy zwykły człowiek, który ma kasę, ale woli zjeść za darmo. Chcecie pomagać, to wpłaćcie tę dychę na konto jakiejś jadłodajni dla bezdomnych, z pewnością za te 10 zł najedzą się przynajmniej 3 osoby. Ale pewnie, lepiej być hipsterem i rzygać tęczą na Facebooku nad swoją dobrocią.

Takich głosów było (i jest) rzeczywiście sporo, a z biegiem dni stają się - co wydaje się nieprawdopodobne - coraz ostrzejsze.

"Zawieszona kawa" to najbardziej cyniczna i obrzydliwa ściema właścicieli knajpek ever - napisała w swoim profilu ceniona przeze mnie Ewa Wanat. Na czym ma polegać ten cynizm i obrzydlistwo? Dla przykładu - filiżanka dobrego cappucino w produkcji (razem z towarem) kosztuje 80 groszy, kasujemy za nią minimum 10 zł. Kanapka z serem, szynką lub czymkolwiek kosztuje w produkcji 6zł, kasujemy za nią 8 zł- i teraz pomyśl, co się bardziej opłaca -zawiesić kawę czy kanapkę. Zapewniam was- 99% kasy z tej akcji trafia do kieszeni - pisze pani Ewa.

Ubogi woli iść na browca a w najlepszym razie na zapiekankę niż na cafe latte - czytam z kolei na jednym z warszawskich forów. - niewielu wyda - ot, tak - dychacza na bliżej nieokreślonego klienta, za dychacza (a może i 12 zeta) można zjeść więcej, niż tylko wypić kawusię przez bibułkę.

O tym, że w sieci pojawiły się natychmiast parodie idei (zawieszone piwo, zawieszone Porsche) nie warto nawet wspominać.

Zdań krytycznych padło tak dużo, że w tej chwili chyba nikt (oprócz kilku szaleńców) nie wierzy, że akcja z zawieszoną kawą ma jeszcze jakiś sens. Lista kawiarni, które je oferują niby wciąż rośnie, jednak wkrótce trzeba się spodziewać powolnego zwijania interesu.

Wyliczenia Ewy Wanat, jakkolwiek słuszne, mają niewiele wspólnego z tą inicjatywą. Podkreślanie co wolałby bezdomny i jak należy mu pomóc - także. O tym, że na kawkach/herbatkach właściciele zarabiają najwięcej wiedzą wszyscy od dawna i nie trzeba o tym przypominać. Jeśli poczyta się o "zawieszonej" kawa i o tym, do kogo jest skierowana, okaże się że nie chodzi o pomaganie innym, ale promowanie dobrego nastroju. "Masz dobry humor, możesz postawić u nas kawę komuś obcemu". "Miałeś szczęśliwy dzień i chcesz się tym pochwalić? Postaw komuś kawę" - o to chodziło w akcji. O promowanie własnego szczęścia. Nie o bieganie jak Matka Teresa wśród bezdomnych z ciepłym posiłkiem i bandażami. 

Poniżej przykład, jak bardzo niektórzy nie rozumieją inicjatywy.



Gdy rozmawiałem po raz pierwszy z Aleksandrem Każurinem (inicjatorem akcji w Warszawie) powiedział mi, że Polacy ciągle mówią o braku integracji społecznej. Próbowałem to zmienić. Tym bardziej, że potrzeba do tego jakiegoś większego zaangażowania. Od początku chodziło o integrację, a nie o pomoc. O pokazanie, że jest się szczęśliwym.

Jednak promocja dobrego nastroju w kraju, który jest znany z "życzliwości", to nie jest - jak widać - dobry pomysł. Ktoś robi coś za darmo? Na pewno ma w tym jakiś interes. Ludzie głodują, dzieci umierają na ulicach (za Beatą Kempą), a hipsterzy informują bezdomnych w necie, że mogą postawić im cappucino. To wyłącznie zwykła hipokryzja i chamstwo sprawiły, że ktoś postanowił postawić kawę komuś, kto nie ma akurat kasy. Ktoś wyjątkowo okrutny. Ktoś, kto chce obrobić głupich hipsterów myślących, że dopisują sobie dobroć do bogatej CV-ki. Zawieszona kawa nie ma nic wspólnego z altruizmem, ale z bezwzględnym kapitalizmem - jesteś naiwny, więc zarobię na tobie.

Nie trzeba być finalistą "Jednego Z Dziesięciu" by samodzielnie dojść do wniosku, że w kawiarniach nie przesiadują bezdomni, ludzie z marginesu społecznego. Że jest to znakomita okazja, by rzeczywiście zintegrować ludzi. Że pomysł z "zawieszoną" zupą/kanapką/ to zły pomysł. Chcesz pomagać biednym - pomagaj. Zawsze mogłeś. Możesz się się nawet pochwalić tym na Facebooku. Tyle, że to nie ma nic wspólnego z tą inicjatywą.

Jeśli chcemy by akcja z "zawieszoną" kawą się powiodła, nie możemy dołączać do grona internetowych hejterów lub wszędzie dopatrywać się naciągactwa. Dobrze jest też wiedzieć, o co naprawdę w tym chodzi.